Aleksandr Łukaszenka, w rozmowie z propagandowymi mediami, zapewniał o pokojowych zamiarach swojego reżimu, jednocześnie po raz kolejny atakując Polskę za działania wzmacniające bezpieczeństwo wschodniej granicy. Miński dyktator oskarżył Warszawę o „podejmowanie głupich działań”, zapominając o kluczowej roli, jaką Białoruś odegrała w rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
SKRÓT ARTYKUŁU:
- Pokojowe deklaracje: Łukaszenka zapewnił, że białoruskie wojska będą walczyć „tylko w jednym przypadku, jeśli ktoś nas zaatakuje”.
- Atak na Polskę: Dyktator skrytykował polskie władze za wzmacnianie granicy i manewry wojskowe, nazywając je „głupimi działaniami”.
- Wygodna amnezja: Łukaszenka pominął fakt, że terytorium Białorusi posłużyło Rosji jako baza wypadowa do ataku na Kijów w 2022 roku.
- Próba destabilizacji: W swojej wypowiedzi próbował skłócić Polaków z ich rządem, sugerując, że naród nie pozwoli na zaatakowanie Białorusi.
„Będziemy walczyć tylko, jeśli nas zaatakują”
Podczas spotkania z przedstawicielami reżimowych mediów, Aleksandr Łukaszenka odniósł się do potencjalnego zaangażowania Białorusi w konflikt zbrojny. Podkreślając bliską współpracę militarną z Moskwą, próbował jednocześnie kreować wizerunek swojego kraju jako strony nieagresywnej.
– Będziemy walczyć tylko w jednym przypadku, jeśli ktoś nas zaatakuje. Wtedy będziemy walczyć wszystkimi możliwymi i niemożliwymi metodami – stwierdził.
Dyktator opowiedział również o rzekomym zaskoczeniu, gdy w rozmowach z Amerykanami przedstawiono mu scenariusz, w którym białoruskie wojska miałyby aktywnie włączyć się do wojny. – Po co nam to? Nigdy nie stawialiśmy sobie takich celów. Na razie Ukraina nie zamierza z nami walczyć – tłumaczył.
Pamięć jest krótka? Mińsk jako baza wypadowa dla Rosji
Deklaracje Łukaszenki stoją w rażącej sprzeczności z faktami z początku pełnoskalowej rosyjskiej agresji. To właśnie z terytorium Białorusi wojska Władimira Putina ruszyły na Kijów. Białoruskie lotniska wojskowe służyły rosyjskiemu lotnictwu do przeprowadzania nalotów na ukraińskie miasta, a z terytorium kraju regularnie prowadzono ostrzały rakietowe. Białoruś od początku konfliktu stanowi kluczowe zaplecze logistyczne i szkoleniowe dla rosyjskiej armii.
Łukaszenka uderza w Polskę
W dalszej części swojej wypowiedzi miński dyktator ponownie zaatakował polskie władze. Stwierdził, że nasz kraj podejmuje „kilka głupich działań”, najprawdopodobniej odnosząc się do wzmacniania obecności wojskowej na granicy, budowy Tarczy Wschód oraz organizacji manewrów obronnych „Żelazny Obrońca”.
Jednocześnie Łukaszenka podjął próbę wbicia klina między polskie społeczeństwo a legalnie wybrane władze. – Ale nie sądzę, żeby Polacy pozwolili temu rządowi, temu prezydentowi, zaatakować Białoruś. Polacy nigdy na to nie pozwolą. To samo dotyczy republik bałtyckich – podsumował.
Komentarz autora
Wypowiedź Aleksandra Łukaszenki to klasyczny przykład sowieckiej szkoły dezinformacji i propagandy. Mamy tu do czynienia z podręcznikową operacją psychologiczną, której celem jest jednoczesne zastraszenie i uśpienie czujności przeciwnika. Z jednej strony dyktator grozi, mówiąc o walce „wszystkimi możliwymi metodami”, z drugiej – kreuje się na ofiarę i obrońcę pokoju, oskarżając Polskę o agresywne zamiary. To taktyka lustrzanego odbicia, w której agresor przypisuje swoje własne, wrogie intencje stronie, którą zamierza zaatakować lub zdestabilizować.
Szczególnie niebezpieczna jest próba oddzielenia polskiego narodu od jego rządu. To podręcznikowa metoda wojny informacyjnej, mająca na celu podważenie zaufania do instytucji państwa i osłabienie wewnętrznej spójności w obliczu zewnętrznego zagrożenia. Słowa Łukaszenki nie są wyrazem troski o pokój. To starannie skalkulowana groźba i próba szantażu. Dla Polski płynie z tego jeden, twardy wniosek: nie wolno ufać słowom dyktatora, który jest marionetką w rękach Kremla. Jedyną skuteczną odpowiedzią na tego typu retorykę jest dalsze, konsekwentne wzmacnianie potencjału obronnego i odporności państwa na wrogie działania hybrydowe.