Ostra wymiana zdań między dowództwem sił USA w Europie a przedstawicielami rosyjskiej Dumy Państwowej. W odpowiedzi na słowa amerykańskiego generała o gotowości NATO do „starcia Kaliningradu z powierzchni Ziemi”, rosyjski polityk Aleksiej Żurawlew zagroził atakiem rakietowym na Warszawę, Berlin i Londyn. To kolejny dowód na to, że retoryka siły jest jedynym językiem, jaki rozumie Moskwa.
Podczas niedawnej konferencji LANDEURO w Wiesbaden, generał Christopher Donahue, dowódca sił lądowych USA w Europie i Afryce, wprost odniósł się do strategicznego zagrożenia, jakie stanowi zmilitaryzowany obwód królewiecki. Przedstawiając plany obrony wschodniej flanki NATO, generał podkreślił, że Sojusz jest w pełni przygotowany na konfrontację.
Zdaniem generała Donahue, w razie konfliktu siły amerykańskie i sojusznicze są zdolne „zetrzeć tę enklawę z powierzchni Ziemi szybciej niż kiedykolwiek wcześniej”. Amerykański dowódca zapewnił, że plany neutralizacji rosyjskiej bazy wojskowej są już gotowe. „Już to zaplanowaliśmy i opracowaliśmy. Problem masy i impetu, jaki Rosja nam stwarza… opracowaliśmy zdolność, aby ten problem zatrzymać” – stwierdził generał.
Kreml odpowiada atomowym szantażem
Choć od wypowiedzi minęło kilkanaście dni, wywołała ona w Moskwie falę oburzenia. Na słowa amerykańskiego dowódcy zareagował Aleksiej Żurawlew, wiceprzewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej. W swoim typowym, agresywnym stylu, rosyjski polityk stwierdził, że NATO nie odważy się zaatakować, znając potencjał militarny zgromadzony w regionie.
Następnie przeszedł do otwartych gróźb. „W pobliżu Kaliningradu jest teraz wystarczająco dużo broni, która może szybko i skutecznie uderzyć w największe stolice europejskie: Warszawę, Berlin i Londyn” – oświadczył Żurawlew, dodając jednoznacznie: „Rosyjskie pociski mogą być wyposażone w głowice jądrowe”.
Bałtycka twierdza Rosji: Co kryje Królewiec?
Obwód królewiecki od lat pełni funkcję rosyjskiego militarnego bastionu, wysuniętego w głąb terytorium NATO. Według danych amerykańskiego think tanku Center for Strategic and International Studies (CSIS) oraz rosyjskiego ministerstwa obrony, jest to jeden z najsilniej uzbrojonych regionów na świecie.
Kluczowym elementem arsenału są wojska rakietowe. W Czerniachowsku stacjonuje 152. Gwardyjska Brygada Rakietowa, uzbrojona w systemy Iskander-M. Ich pociski balistyczne mają zasięg co najmniej 500 km, co oznacza, że w ich zasięgu znajduje się całe terytorium Polski, kraje bałtyckie, a także wschodnie Niemcy i południowa Szwecja.
Na wyposażeniu Floty Bałtyckiej znajdują się również nadbrzeżne systemy rakietowe, takie jak K-300P Bastion-P z naddźwiękowymi pociskami przeciwokrętowymi P-800 Oniks oraz mobilne systemy 3K60 Bał z rakietami Ch-35. Uzupełnieniem jest wielowarstwowa obrona powietrzna oparta na systemach S-400, S-300, Pancyr-S1 i Tor-M2. Komponent lotniczy stanowią myśliwce Su-30SM i Su-27 oraz bombowce Su-24M. Należy jednak pamiętać, że pełnoskalowa wojna na Ukrainie mogła wpłynąć na realny potencjał bojowy jednostek stacjonujących w enklawie.
Komentarz autora
Werbalne starcie między generałem Donahue a deputowanym Żurawlewem doskonale ilustruje obecny stan relacji na linii NATO-Rosja. To nie są puste pogróżki, lecz brutalna demonstracja siły i woli. Rosja od lat używa szantażu nuklearnego jako narzędzia polityki zagranicznej, próbując zastraszyć zachodnie społeczeństwa i zmusić ich rządy do ustępstw. Groźby pod adresem Warszawy, Berlina i Londynu są stałym elementem tej strategii.
Twarda i jednoznaczna deklaracja amerykańskiego generała jest w tym kontekście jedyną właściwą odpowiedzią. Pokazuje ona, że czas dyplomatycznych subtelności minął, a Sojusz Północnoatlantycki jest świadomy zagrożenia i w pełni przygotowany na każdy scenariusz. To język siły, który Kreml nie tylko rozumie, ale i szanuje. Dla Polski płynie z tego jeden wniosek: nasza strategia oparta na budowie silnej, nowoczesnej armii i zacieśnianiu strategicznego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi jest słuszna. W obliczu rosyjskiego imperializmu tylko siła gwarantuje bezpieczeństwo.