Granice absurdu i kompromitacji w Sejmie pod rządami koalicji 13 grudnia zostały właśnie przekroczone. W miejscu, które powinno być ostoją prawa i bezpieczeństwa, doszło do niewyobrażalnego skandalu. Poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Józefaciuk zaprosił na posiedzenie zespołu ds. ochrony dzieci… skazanego pedofila. Tłumaczenia parlamentarzysty są równie szokujące, co samo wydarzenie.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej powinien być miejscem, gdzie z najwyższą powagą debatuje się o przyszłości kraju i bezpieczeństwie obywateli, zwłaszcza tych najmłodszych. Niestety, pod rządami ekipy Donalda Tuska staje się sceną dla wydarzeń, które hańbią powagę tej instytucji. 4 sierpnia, na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Dzieci, w roli „eksperta” wystąpił mężczyzna prawomocnie skazany za przestępstwo seksualne na nieletnim, figurujący w jawnym rejestrze pedofilów.
Szok i niedowierzanie. „Ku naszemu zaskoczeniu…”
Uczestnicy posiedzenia, przedstawiciele organizacji pozarządowych, nie kryli oburzenia. To oni zdemaskowali patologiczną sytuację.
„Ku naszemu zaskoczeniu, w roli 'eksperta’ wystąpił mężczyzna widniejący w publicznym rejestrze sprawców przestępstw seksualnych wobec małoletnich” – napisała w liście do mediów prezes Stowarzyszenia „Samotni Rodzice”, Danuta Zduńczyk.
Wtóruje jej Magdalena Kobiałko ze stowarzyszenia BoKochamZaBardzo: „Jego obecność na posiedzeniu, na którym poruszane były kwestie związane z sytuacją dzieci (…), uważamy za absolutnie niedopuszczalną”. Co gorsza, nikt nie poinformował uczestników, z kim mają do czynienia. Skazany przestępca mógł swobodnie formułować „rekomendacje legislacyjne” dotyczące dzieci. A wszystko to transmitowane na żywo na sejmowej stronie.
Poseł KO umywa ręce? „Wszystko zgodnie z procedurami”
W ogniu krytyki stanął przewodniczący zespołu, poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Józefaciuk. Jego tłumaczenia to festiwal biurokratycznej spychologii i próba rozmycia odpowiedzialności. Poseł wyjaśnia, że osoby na posiedzenia zgłaszają stowarzyszenia, a Straż Marszałkowska sprawdza je tylko „podstawowo”.
„Nie myślałem o tym, by sprawdzać uczestników w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym” – przyznaje bez żenady polityk. Obwinia „jedno stowarzyszenie”, któremu „zbyt pochopnie zaufał”.
Najbardziej szokujący jest jednak finał jego wypowiedzi. Choć Józefaciuk twierdzi, że „nie umniejsza swojej winy”, zaraz dodaje, że „trudno jest powiedzieć, że ja czegoś nie dopełniłem” i że „wszystko odbyło się zgodnie z procedurami i nikt nie został narażony na niebezpieczeństwo”.
To stwierdzenie jest policzkiem wymierzonym wszystkim ofiarom przestępstw seksualnych i zdrowemu rozsądkowi. Obecność skazanego pedofila na posiedzeniu o bezpieczeństwie dzieci jest sama w sobie gigantycznym zagrożeniem moralnym i symbolicznym. To upadek autorytetu państwa, a nie „działanie zgodne z procedurami”.
Ten skandal to nie tylko kompromitacja jednego posła. To symbol degrengolady i braku odpowiedzialności, jakie charakteryzują obecną władzę. Skoro do takich sytuacji dochodzi w Sejmie, strach pomyśleć, co dzieje się tam, gdzie nie patrzą kamery.