Polityczna nagonka na Bąkiewicza. Prokurator nie chciał stawiać zarzutów, został zmuszony

Aparat państwa pod rządami Donalda Tuska nie odpuszcza. W najnowszej odsłonie polowania na Roberta Bąkiewicza, lidera Ruchu Obrony Granic, doszło do sytuacji bezprecedensowej. Prokurator, który miał wątpliwości co do materiału dowodowego, próbował wyłączyć się ze sprawy. Odpowiedź Prokuratury Krajowej pod wodzą Dariusza Korneluka była brutalnie prosta: ma wykonać polecenie i postawić zarzuty. To kolejny dowód na to, że cel uświęca środki, a celem jest uderzenie w patriotę.

Sprawa dotyczy wydarzeń z 29 czerwca na moście granicznym w Słubicach, gdzie Robert Bąkiewicz protestował przeciwko polityce migracyjnej. Prokuratura Regionalna w Szczecinie, nadzorująca śledztwo, wydała polecenie postawienia mu zarzutów rzekomego znieważenia funkcjonariuszy. Jednak sprawa przybrała nieoczekiwany obrót.

Próba zachowania niezależności? Prokurator miał wątpliwości

Okazało się, że prokurator referent z Gorzowa Wielkopolskiego, któremu zlecono tę czynność, nie był przekonany o słuszności takiego kroku. Jak informuje prokuratura, wniósł on o wyłączenie go ze sprawy, argumentując, że „w jego ocenie materiał dowodowy wymaga uzupełnienia”.

To postawa godna urzędnika państwowego, który przed podjęciem decyzji o oskarżeniu obywatela chce mieć pewność co do zebranych dowodów. Jest to próba zachowania resztek przyzwoitości i profesjonalizmu w systemie, który coraz bardziej upodabnia się do politycznej machiny do ścigania przeciwników. Niestety, w prokuraturze Adama Bodnara i Dariusza Korneluka nie ma miejsca na takie dylematy.

Bezwzględna decyzja z góry: „Wykonać polecenie!”

Reakcja Prokuratury Krajowej była natychmiastowa i stanowcza. Dariusz Korneluk osobiście nie uwzględnił wniosku prokuratora. W komunikacie czytamy, że polecenie było „zgodne z przepisami”, a prokurator „nie przedstawił we wniosku żadnych przesłanek mogących stanowić podstawę jego wyłączenia”.

Innymi słowy, jego wątpliwości co do dowodów i oceny prawnej uznano za nieistotne. Sygnał z centrali jest jasny: macie wykonywać rozkazy, a nie myśleć. To niebezpieczny precedens, który pokazuje, że niezależność i sumienie prokuratorów niższego szczebla są brutalnie łamane przez politycznych nominatów.

Absurdalne tłumaczenia: Prokurator to tylko „techniczny wykonawca”

Najbardziej szokujący jest jednak sposób, w jaki Prokuratura Krajowa tłumaczy swoją decyzję. W komunikacie wyjaśniono, że odpowiedzialność za zarzuty ponosi Prokurator Regionalna w Szczecinie, a referent został zobowiązany jedynie do „wykonania czynności technicznej, polegającej na sporządzeniu postanowienia o treści wskazanej przez przełożonego”.

Sprowadzenie roli prokuratora, który powinien być strażnikiem praworządności, do roli bezwolnego „technicznego wykonawcy” poleceń z góry, jest policzkiem wymierzonym całemu wymiarowi sprawiedliwości. To model rodem z państw autorytarnych, gdzie urzędnik nie ponosi odpowiedzialności, bo tylko „wykonywał rozkazy”.

Sprawa Roberta Bąkiewicza przestała być już tylko sprawą o rzekome znieważenie. Stała się symbolem tego, jak działa państwo, w którym polityczna wola przełożonych jest ważniejsza niż dowody, prawo i sumienie podwładnych.

Upamiętnili Powstanie Warszawskie. Teraz ściga ich niemiecka policja

Orban mówi „dość”! Koniec socjalu dla uchodźców

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *